1. wycieczka - 1. szczyt - Mała Rawka


Tak jak obiecałam wrzucam relację z naszej pierwszej wyprawy ;) 


Jak już wspominałam obydwoje uwielbiamy  góry. Ja szczególną miłością darzę nasze Bieszczady. Nie wiem co w nich jest, ale bez nich nie potrafię oddychać i raz w roku potrzebuję wyjechać, żeby wejść znowu na znajomy szlak. Zaszłam w ciążę początkiem maja. W wakacje wyprawy sobie odpuściliśmy ze względu na to, że kiepsko przechodziłam 1 trymestr ciąży. Mały Człowiek pojawił się 1 lutego na świecie. Czekałam tylko aż dojdę do siebie i wiedziałam, że ruszymy. Okazja pojawiła się w połowie kwietna. Mały Człowiek miał 2,5 miesiąca. Totalnie spontaniczna decyzja, jednodniowa wyprawa. Spakowaliśmy to co najpotrzebniejsze dla maleństwa, chustę i ruszyliśmy pod Przełęcz Wyżniańską.  

Cel: Mała Rawka - Wielka Rawka - Krzemieniec.  

Dojechaliśmy na miejsce, Mały Człowiek się obudził więc nakarmiłam, przewinęłam. Ubraliśmy się ciepło, ale nie grubo tak, żeby mieć zdolność ruchów. Małego Człowieka zamotaliśmy w chustę. Apropo naszą pierwszą chustą była Hoppediz Montreal. To właśnie ta na zdjęciach. I ruszyliśmy! Szczerze mówiąc, w połowie miałam serdecznie dość. Podejście było cały czas mocno pod górę. Odezwało się zmęczenie poporodowe, a fakt, że poród odbył się poprzez cesarskie cięcie nie pomagał. Jednak tata dzielnie wspierał mnie w dotarciu na szczyt Małej Rawki. Na 5 m przed dotarciem na sam szczyt nie wiało. Jednakże, jak tylko wychyliliśmy się zza krzewów, o mało co nas nie przewróciło. Do tej pory pamiętam ten straszny wiatr. Wtedy postanowiliśmy, że odpuszczamy dalszą trasę, bo to za wiele dla Maluszka. Mały Człowiek obudził się na chwilę na szczycie, porozglądał się i przyciął komara dalej :D Wejście na górę zajęło nam ok 2h. Kliknęliśmy kilka zdjęć i zaczęliśmy schodzić. Powrót zajął nam mniej czasu, bo ok 1,5h. Już po zejściu na płaski teren mały się obudził i zaczął rozglądać wokół siebie :) Miałabym zdjęcia, jednakże padł nam dysk w komputerze, więc posiłkuję się tylko pojedynczymi. 


Dotarliśmy do samochodu i trzeba było szybko rozplątywać Małego Człowieka, bo podniósł się krzyk głodomora. Dopadł pierś i zadowolony ciumkał z pół godziny, zanim się ode mnie odkleił. Stanowczo świeże powietrze mu służyło. W drodze powrotnej zahaczyliśmy o Sanok i tam zatrzymaliśmy się w kościele pw. Przemienienia Pańskiego na mszy świętej. Piękny kościół w stylu neoromańskim, zbudowany na zgliszczach spalonego w 1782 roku kościoła pw. św. Michała Archanioła. Byliśmy szczerze pod wrażeniem jego wystroju. Nie dane nam było długo w nim przebywać, bo Mały Człowiek zarządził porę na gadanie, krzyki i załatwianie fizjologicznych spraw :D Tata musiał się z nim ewakuować do samochodu. 

Powrót był ciężki. Mały nie mógł się wyciszyć i zasnąć sobie spokojnie w samochodzie. Po godzinie płaczu udało mi się jakoś go utulić i resztę czasu spał. Do domu wróciliśmy późno, zanim położyliśmy się spać to było już po 24. Niemniej jednak, było warto! Na jakiś czas zaspokoiliśmy "głoda" gór i mogliśmy poczekać na lato.

Rady: 

- mamo! Przemyśl dobrze, czy dasz radę po porodzie wejść na górę. To jednak jest dość spory wysiłek, którego skutki ja odczuwałam potem przez tydzień w postaci bólu brzucha :( 
- tato! Naucz się wcześniej dobrze wiązać chustę. Oszczędzi wam to nerwów na początku drogi o to, że gdzieś jest niedociągnięte :) 
- dajcie sobie duży zapas czasu i dostosujcie się do maluszka. Weszliśmy w porze jego najdłuższej dziennej drzemki, dlatego udało nam się bez zbędnych krzyków wejść i zejść. Na górze i tak nie było jak spędzić dłuższej chwili z powodu wiatru. To pozwoliło nam na wyrobienie się w czasie :) 

Następnym razem opowiem wam o kolejnym naszym wypadzie w Bieszczady. Tym razem wypad był nieco dłuższy i bardziej zorganizowany :) Mam też nadzieję, że uda mi się odzyskać zdjęcia do tego czasu. Serdecznie was pozdrawiam! 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

O tym, jak matka sama wtargała dzieciaka na szczyt..

Bieszczadzka, leniwa niedziela...

2. Inspiracja weekendowa