Ostatni dzień letniego wyjazdu..
W poniedziałek rano pożegnaliśmy się z gospodarzami i pojechaliśmy do Mucznego obejrzeć Żubry. Miał być to interesujący wypad dla Małego, a Człowiek zrobił myk i po krótkim spacerku odleciał w chuście. Przespacerowaliśmy kawałek i po dyskusji i ocenie naszych możliwości zdecydowaliśmy, że zamiast skansenu w Sanoku idziemy na Tarnicę! Zbliżało się już południe więc tym bardziej musieliśmy się pospieszyć. Szybki zajazd do Ustrzyk Górnych, pochłonęliśmy drugie śniadanie w jednej z knajp, zapakowaliśmy kanapki i do Wołosatego. Każdy kto wchodził na Tarnicę od Wołosatego mniej więcej pamięta szlak. Najpierw duuuużo łąki, potem godzinny spacer przez las z przerwą we wiacie, a potem wychodzimy z lasu i schody... Dużo schodów.. Ciągną się aż na sam szczyt. Szczerze? Nienawidzimy schodów w górach. Jednak mają one swoją uzasadnioną rolę i nie jest to zniszczenie krajobrazu czy ułatwienie wędrówki. Schody chronią szlak przed osunięciem się i chronią skały. Nie zmienia to faktu,