Kurozwęki



Wracamy do naszej podróży.. Wysiedliśmy w Kurozwękach, zapłaciliśmy za atrakcje i pognaliśmy na obiad. Przypałacowa restauracja serwuje smaczne, domowe obiady. Jako jedyna w Polsce serwuje też potrawy z mięsa bizona. Nie próbowaliśmy, ale podobno bardzo smaczne. Niestety też bardzo drogie. Cena za kilogram mięsa z bizona waha się od 300 do 500 zł.



Przy zakupie biletu wybraliśmy, że będziemy brać udział w 3 atrakcjach Kurozwęk - wizyta w minizoo, zwiedzanie pałacu oraz zwiedzanie podziemi. Ustala się wtedy też konkretne godziny zwiedzania. U nas zaczęło się od wizyty w minizoo. Wsiedliśmy na przyczepę i ruszyliśmy między bizony.



Trochę zastanawiałam się jak Mały Człowiek zareaguje na zwierzęta, dlatego, że strasznie zawsze goni za wszystkim co się rusza. I każde zwierzątko dla niego robi "mmmm" więc biedny jak tylko zobaczył bizony, nic tylko "mmmmmm" "mmmmm" i "mmmmm".


Dowiedzieliśmy się ciekawych rzeczy od przewodnika. Wiecie, że małe bizona od porodu tyje 1kg na dzień, a dziennie potrafi wyciągnąć z matki 30l mleka? Jeśli chcecie wiedzieć czy odbywają się u nich walki bizonów, ile bizon "zrzuca" z siebie po stosunku i czy kiedykolwiek zaatakował zwiedzających udajcie się na wycieczkę w tamte rejony!


Następnie mieliśmy chwilę odpoczynku i czekał nas spacer po pałacu. Na pielgrzymkach moja grupa nocowała w pałacu. Dokładnie nocowaliśmy w sali czerwonej. Jednak wracając do tematu. Najpierw przeszliśmy korytarzem do sali jadalnianych w tym czerwonej i zielonej. Uwagę warto zwrócić na piękne żyrandole. Następnie przeszliśmy przez salę balową. Wiecie, że urządzane są tam bale sylwestrowe? Tata coś zajęknął, żebyśmy przyjechali tu na Sylwestra. To by było coś :)







Z sali balowej przeszliśmy na balkon i mogliśmy zobaczyć otaczający park w całej jego okazałości.



Później odwiedziliśmy muzeum, gdzie przewodnik opowiedział nam historię zamku, jak i dzisiejszych właścicieli pałacu Popielów.

Po przejściu na dziedziniec, pan przewodnik nas pożegnał, a my mieliśmy 20 minut przerwy. W tym czasie poszliśmy na plac zabaw. Kiedy zobaczyliśmy, że grupa na kolejną atrakcję się już zbiera, zamotałam młodzież w chustę i poszliśmy w podziemia. Zdjęć brak, bo było ciemno i starałam się skupić na tym, żeby się nie wywrócić. Fajna aranżacja, ogółem podobało nam się. Jeśli chcecie dowiedzieć się co znaleziono w piwnicach to zachęcam do odwiedzenia.



Wyszliśmy i Mały Człowiek już zasypiał. Przenieśliśmy go do fotelika i zasnął jak tylko ruszyliśmy.  Kiedy dojechaliśmy do domu nie mogliśmy Małego dobudzić. Jak się nam w końcu udało to był strasznie niezadowolony z faktu, że koniec spania.

Naprawdę miło spędziliśmy dzień, ale jednocześnie też bardzo intensywnie. Cieszyliśmy się, że nie wróciliśmy bardzo późno, ponieważ dzięki temu mogliśmy odpocząć i spokojnie przygotować się na poniedziałek. Ja wolę wyjechać wcześniej i wrócić wcześniej "za dnia", wtedy mam taki komfort psychiczny, że mogę posiedzieć, odpocząć, ponadrabiać wszystko i o ludzkiej godzinie pójść spać :)



Podsumowując:
trasa: 100 km
czas: 8:00 - 18:30
koszty:
- 50 zł paliwo
- 13 zł wejściówka w Szydłowie (mi przysługuje ulga studencka)
- 50 zł obiad w Kurozwękach (danie dnia + dla mnie samo drugie danie)
- 42 zł pakiet wszystkich atrakcji (studentom niestety nie przysługuje ulga)
= 155 zł

Rady:
- Czy chusta jest potrzebna? Nie, ale jest łatwiej. O ile w Szydłowie spokojnie poradzilibyśmy sobie z wózkiem to już w Kurozwękach byłby problem i to duży. Dla mnie dużo wygodniej jest "uwiązać gada" na plecach niż targać wózek ze sobą po schodach, schodeczkach, zostawiać go ciągle gdzieś, motać się z nim w wąskich przejściach. Jeśli przeraża was chusta, to dla dzieci siedzących można kupić nosidło ergonomiczne. U nas w nosidle często nosi tata :) 

Komentarze

  1. Byłam tam wieki temu. Pamiętam jak uciekaliśmy przed stadem bizonów, wprost na steka z mięsa jednego z nich :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

O tym, jak matka sama wtargała dzieciaka na szczyt..

Bieszczadzka, leniwa niedziela...

2. Inspiracja weekendowa