Ostatni dzień letniego wyjazdu..
W poniedziałek rano pożegnaliśmy się z gospodarzami i pojechaliśmy do Mucznego obejrzeć Żubry. Miał być to interesujący wypad dla Małego, a Człowiek zrobił myk i po krótkim spacerku odleciał w chuście.
Przespacerowaliśmy kawałek i po dyskusji i ocenie naszych możliwości zdecydowaliśmy, że zamiast skansenu w Sanoku idziemy na Tarnicę! Zbliżało się już południe więc tym bardziej musieliśmy się pospieszyć. Szybki zajazd do Ustrzyk Górnych, pochłonęliśmy drugie śniadanie w jednej z knajp, zapakowaliśmy kanapki i do Wołosatego.
Każdy kto wchodził na Tarnicę od Wołosatego mniej więcej pamięta szlak. Najpierw duuuużo łąki, potem godzinny spacer przez las z przerwą we wiacie, a potem wychodzimy z lasu i schody... Dużo schodów.. Ciągną się aż na sam szczyt. Szczerze? Nienawidzimy schodów w górach. Jednak mają one swoją uzasadnioną rolę i nie jest to zniszczenie krajobrazu czy ułatwienie wędrówki. Schody chronią szlak przed osunięciem się i chronią skały. Nie zmienia to faktu, że nie cierpimy chodzić po schodach.
Widoki jak zwykle cudowne ;) W oddali widać Ukrainę. Na szczycie spędziliśmy sporo czasu. Za nami grupa jakiś chłopaków grała piosenki na gitarze, harmonijce i ukulele. Cudownie spędzone popołudnie. Wracaliśmy ze szczytu przy zachodzie słońca. Wsiedliśmy w samochód i w nocy dopiero byliśmy w domu. Bardzo intensywnie spędzony weekend zważywszy na to, że na drugi dzień Tata musiał iść do pracy. Jednak co to dla nas? :D
Tym postem zakończyłam opowiadanie o naszym letnim wypadzie.
-chusta i cyc - Mały jeszcze nie siedział więc tylko chusta nam została. No i idealny kocyk do siedzenia na szczycie ;) Cyc jest bardzo wygodny, nie trzeba targać butelek, mlek, wody itd. Teraz doceniam jak wygodnie z nim było.
Przespacerowaliśmy kawałek i po dyskusji i ocenie naszych możliwości zdecydowaliśmy, że zamiast skansenu w Sanoku idziemy na Tarnicę! Zbliżało się już południe więc tym bardziej musieliśmy się pospieszyć. Szybki zajazd do Ustrzyk Górnych, pochłonęliśmy drugie śniadanie w jednej z knajp, zapakowaliśmy kanapki i do Wołosatego.
Każdy kto wchodził na Tarnicę od Wołosatego mniej więcej pamięta szlak. Najpierw duuuużo łąki, potem godzinny spacer przez las z przerwą we wiacie, a potem wychodzimy z lasu i schody... Dużo schodów.. Ciągną się aż na sam szczyt. Szczerze? Nienawidzimy schodów w górach. Jednak mają one swoją uzasadnioną rolę i nie jest to zniszczenie krajobrazu czy ułatwienie wędrówki. Schody chronią szlak przed osunięciem się i chronią skały. Nie zmienia to faktu, że nie cierpimy chodzić po schodach.
Widoki jak zwykle cudowne ;) W oddali widać Ukrainę. Na szczycie spędziliśmy sporo czasu. Za nami grupa jakiś chłopaków grała piosenki na gitarze, harmonijce i ukulele. Cudownie spędzone popołudnie. Wracaliśmy ze szczytu przy zachodzie słońca. Wsiedliśmy w samochód i w nocy dopiero byliśmy w domu. Bardzo intensywnie spędzony weekend zważywszy na to, że na drugi dzień Tata musiał iść do pracy. Jednak co to dla nas? :D
Tym postem zakończyłam opowiadanie o naszym letnim wypadzie.
Niezastąpione przy 5miesięcznym:
-chusta i cyc - Mały jeszcze nie siedział więc tylko chusta nam została. No i idealny kocyk do siedzenia na szczycie ;) Cyc jest bardzo wygodny, nie trzeba targać butelek, mlek, wody itd. Teraz doceniam jak wygodnie z nim było.
Przepiękne widoki!
OdpowiedzUsuń